W zeszłym roku Toyota - po raz czwarty z rzędu - została największym na świecie producentem samochodów. Japoński koncern, jako jedyny, zdołał przekroczyć liczbę 10 milionów sprzedanych samochodów.
Japończycy utrzymali miano lidera, mimo spadku sprzedaży o 0,8 proc, do poziomu 10,15 mln aut. Jednak jeszcze większy spadek - spowodowany oczywiście światową aferą, która w środowisku motoryzacyjnym zyskała miano "dieselszwindel" - zanotował Volkswagen. Sprzedaż, licząc wszystkie marki koncernu (w tym MAN i Scania) spadła o 2 proc, do poziomu 9,9 mln aut.
Powody do zadowolenia może mieć natomiast General Motors, który w zeszłym roku zanotował wzrost sprzedaży o 0,2 proc, do liczby 9,8 mln samochodów. Niewiele więc brakło, by Amerykanie przejęli od Volkswagena pozycję wicelidera globalnego rankingu.
Japończycy z Toyoty mają jednak o czym myśleć, bowiem w połowie roku to Volkswagen był największy producentem samochodów. Gdyby nie oszustwa dotyczące emisji spalin silników wysokoprężnych ta sytuacja zapewne nie zmieniłaby się do końca roku.
Afera, która uderzyła w Volkswagena, może mieć jednak daleko idące skutki. Niemiecki koncern już zdecydował się na wycofanie silników wysokoprężnych z Ameryki, ponadto ogłosił, że pracuje nad nową strategią, której kluczowym elementem będą samochody hybrydowe i elektryczne. A te typy napędu dopiero zdobywają popularność...
Inna sprawa, że jeśli obecnie ktoś będzie chciał zakupić samochód z napędem hybrydowym, to trafi do salonu Toyoty lub Lexusa. To właśnie Japończycy jako pierwsi uwierzyli, że hybrydy mają przyszłość i zaczęli do tego przekonywać klientów. Ale zaczęli to robić wiele lat temu i dziś zbierają tego owoce.
Z kolei Volkswagen może być zmuszony do przyhamowania tempa inwestycji w nowe modele, część zysków będzie musiał bowiem przeznaczyć na kary i akcje serwisowe związane z silnikami wysokoprężnymi.