Temat testu łosia pojawił się w naszym serwisie całkiem niedawno, przy okazji artykułu o używanym Mercedesie klasy A. Teraz musimy wrócić do tego zagadnienia.
Przypomnijmy, że tzw. test łosia został spopularyzowany przez szwedzkich dziennikarzy w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Polega on na manewrze omijania przeszkody (owego łosia), która nagle pojawia się na drodze samochodu. Test stał się głośny za sprawą Mercedesa klasy A I generacji, który przy teście po prostu się... wywrócił.
Mercedes podszedł do sprawy niezwykle poważnie, zmodyfikował zawieszenie (które teraz jest niezwykle, jak na auto miejskie, sztywne), obniżył profil opon oraz wprowadził w wyposażeniu seryjnym ESP. To rozwiązało problem.
Od tamtej pory nie słyszeliśmy o większych wpadkach w teście łosia. Dopiero w 2010 roku podczas testu przeprowadzonego przez niemiecki ADAC przewrócił się Citroen Nemo. Producent zareagował zapowiedzią wprowadzenia w wyposażeniu seryjnym ESP, co nastąpiło nie później niż w 2011 roku (w zależności od wersji silnikowej).
Swoje testy również cały czas przeprowadzają Szwedzi. Również w 2010 roku dziennikarze z magazynu "Teknikens Värld" przeprowadzili test Skody Superb, który zakończył przebiciem przedniej, niskoprofilowej opony. W odpowiedzi Skoda skorygowała dopuszczalną masę całkowitą samochodu oraz zalecane ciśnienie w oponach.
Wygląda na to, że teraz historia się powtarza. Dziennikarze z tego samego szwedzkiego magazynu przetestowali najnowszego Jeepa Grand Cherokee i na początku lipca ogłosili, że mimo zadziałania systemu ESP, samochód przechylił się na dwa koła, publikując przy tym zdjęcia i film. Dziennikarze wyciągnęli wniosek, że powodem zachowania samochodu było niedoskonałe działanie systemu ESP.
Chrysler, do którego należy Jeep, nie mógł nie zareagować. Producent ogłosił, że jego inżynierowie przeprowadzili szereg prób, by powtórzyć wyczyn dziennikarzy. Wszystkie były nieudane, a raczej udane, bo samochód na dwóch kołach nie stanął. Wreszcie inżynierowie spotkali się z dziennikarzami i na przygotowanej przez Szwedów trasie przeprowadzili 11 prób przy użyciu trzech różnych egzemplarzy samochodu. Według Jeepa, efekt również był negatywny, samochody prowadziły się stabilnie. Chrysler ogłosił więc, że powodem przechylenia pojazdu na bok, było przeładowanie, czemu dziennikarze natychmiast zaprzeczyli, zaznaczając, że w samochodzie był kierowca i czterech pasażerów, a w bagażniku znajdowały się worki z piaskiem, jednak masa auta była równa dopuszczalnej masie całkowitej do jakiej homologowany został Grand Cherokee.
Szwedzi opublikowali również film z testów. Rzeczywiście auta nie stanęły już na dwa koła, jednak były dalekie od stabilności, wykonując kilka "podskoków", które aż w sześciu przypadkach zakończyły się przebiciem opony. Szwedzi powiedzieli wprost: Nie kupujcie Grand Cherokee, to niebezpieczny samochód. Komu więc wierzyć?
Dylemat postanowili rozstrzygnąć dziennikarze z niemieckiego Auto Motor und Sport, którzy przeprowadzili własny test, ale w warunkach identycznych, w jakich auto stanęło na dwa koła. Próba była certyfikowana przez ADAC, a więc instytucję, która przewróciła Citroena Nemo.
Niemcy ogłosili, że samochód, zarówno z dwójką pasażerów, jak i załadowany do maksymalnej, dopuszczalnej masy całkowitej, zachowywał się stabilnie, a wszystkie cztery koła miały cały czas kontakt z nawierzchnią... Filmu niestety nie opublikowano.
Jeep:łoś 2:1, ale my ciągle nie wiemy komu wierzyć. Dlaczego w Szwecji samochód skacze i przebija opony, a w Niemczech - nie?
Jeep Grand Cherokee poległ na łosiu? - GALERIA ZDJĘĆ