Maxus to chińska marka, która niedawno pojawiła się na polskim rynku. Póki co w swojej ofercie ma wyłącznie modele elektryczne, a zdecydowanie najbardziej wyjątkowym z nich jest T90 – to pierwszy i jak na razie jedyny elektryczny pick-up dostępny w Europie. Czy takie rozwiązanie ma w ogóle sens? Jakie są wady i zalety zastosowania napędu elektrycznego w tego typu aucie? Dla jakich klientów będzie to odpowiedni samochód? Na te pytania pozwolił odpowiedzieć nasz test, w trakcie którego staraliśmy się znaleźć najlepsze możliwe zastosowanie Maxusa T90.
- Nadwozie – nie licz na dyskrecję
- Wnętrze – jest estetycznie, ale…
- Dane techniczne, konstrukcja
- Wrażenia z jazdy
- Maxus T90 – zasięg, zużycie energii, ładowanie
- Podsumowanie i nasza opinia
Nadwozie – nie licz na dyskrecję
Dawno żaden testowany przez naszą redakcję samochód nie wzbudzał takiego zainteresowania na ulicy jak właśnie Maxus T90. Choć pick-upy w Polsce to wcale nie aż tak rzadki widok, to jednak przedstawiciel chińskiej marki w tym segmencie zdecydowanie się wyróżnia. Dodatkowo niemałe zamieszanie wywołuje obecność zielonych tablic rejestracyjnych, które na tym nadwoziu wygląda wręcz groteskowo. Tym bardziej że muskularny przód z ogromnym grillem nie sugeruje bezemisyjnej natury pojazdu. Ciekawie prezentują się reflektory, jednak nie do końca przypadł mi do gustu pewien sprytny zabieg marketingowy – wąskie światła do jazdy dziennej mają napis „full LED”, ale to mylące, bo już światła mijania i drogowe są klasycznie „żarówkowe”.
Maxus T90 - test
Maxus T90 to masywny samochód, który nawet w swojej kategorii wagowej wzbudza respekt. Auto mierzy 5365 mm długości (rozstaw osi to 3155 mm), 1900 mm szerokości oraz 1809 mm wysokości. Prześwit ustalono na niezbyt imponującym poziomie 187 mm, a producent podaje głębokość brodzenia wynoszącą 550 mm. Obie te wartości i tak rzadko kiedy będą weryfikowane, ale do tego przejdziemy w dalszej części testu. Pojazd waży 2300 kg, a jego ładowność to solidne 1000 kg.
Wnętrze – jest estetycznie, ale…
Wnętrze prezentuje się atrakcyjnie, ale ma swoje problemy
Kabina Maxusa T90 na pierwszy rzut oka wygląda naprawdę estetycznie i nowocześnie. Jest skórzana tapicerka, dotykowy ekran, są ozdobne wstawki i nawet jakość wykonania stoi na przyzwoitym poziomie. Jest jednak parę problemów, jak na przykład irytujące funkcjonowanie ogrzewania – gdy na zewnątrz było około 10 stopni Celsjusza, to ogrzewanie należało ustawiać na jakieś 27 stopni, by w końcu zaczęło jakoś grzać. Niestety mocniejsze ogrzewanie wiąże się z wydzielaniem nieprzyjemnego zapachu z nawiewów, który przypomina zapach taniej farelki czy suszarki. Ekran dotykowy działa nieźle, choć regularnie zdarzają mu się chwile przestoju.
Ekran dotykowy czasem się zacina, ale ogólnie działa nieźle
System multimedialny obsługuje nawet Apple CarPlay, ale już Android Auto nie – to ma się jednak zmienić wraz z nową aktualizacją. Kamera cofania raz pokazuje dynamiczne linie, a raz ich nie pokazuje i odbywa się to zupełnie losowo. W dodatku obszar, który obejmuje kamera, jest trochę zbyt wąski. Czujniki parkowania owszem „pikają”, ale zabrakło wizualizacji tego, co właściwie wykrywają. Do tego wszystkiego mamy tu klasyczne analogowe zegary – całość kokpitu jest wybitnie niedzisiejsza.
Przednie fotele są wygodne i mają elektryczną regulację
Pochwalę za to przednie fotele – jeśli ktoś lubi siedzieć wysoko, to tutaj mu się spodoba. Siedziska są miękkie, pozycja naturalna, a regulacja jest elektryczna i to w szerokim zakresie. Drugi rząd również nie rozczarowuje – miejsca znajdziemy tu mnóstwo, a oparcie nie jest przesadnie pionowe. Wymiary paki to 151 cm x 121 cm, co bez trudu pozwoli załadować europaletę.
Dane techniczne, konstrukcja
Silnik przytwierdzony do tylnego mostu i za nim falownik
Maxus T90 zbudowany został z pozoru tak jak większość pick-upów – nadwozie osadzono na ramie, z tyłu znajduje się sztywny most, a z przodu zawieszenie niezależne. Główna różnica tkwi natomiast w układzie napędowym. Maxus T90 ma silnik elektryczny, który wraz z przekładnią przymocowany został do tylnej osi. Napęd przekazywany jest zatem wyłącznie na tylne koła i nie znajdziemy tu klasycznego wału napędowego. Nieosłonięty silnik i falownik podwieszone nisko nad ziemią kompletnie nie wzbudziły mojego zaufania – lepiej nie sprawdzać, ile jest w stanie wytrzymać ta konstrukcja. Silnik produkuje 180 KM mocy i 310 Nm momentu obrotowego. Bateria o energii 88,55 kWh powinna wystarczyć na przejechanie 330 km na jednym ładowaniu.
Wrażenia z jazdy
Jak jeździ Maxus T90? Chyba najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest „specyficznie”. Z zalet z pewnością warto wymienić dynamikę. Przyspieszenie 0-100 km/h trwa około 12 sekund, co nie wydaje się fenomenalnym wynikiem, ale subiektywne odczucia są inne – zwłaszcza że początkowe nabieranie prędkości jest naprawdę wyjątkowo żwawe. Trzeba też oddać to, że żaden inny pick-up nie przyspiesza tak płynnie i gładko jak Maxus T90. Zaznaczmy natomiast, że chęć do przyspieszania mocno spada wraz z osiągnięciem prędkości około 100 km/h, a wskazówka prędkościomierza zatrzymuje się już na wartości 120 km/h.
Maxus T90 - test
Dalej niestety będzie więcej krytyki. Zacznijmy od zawieszenia, które jest niemiłosiernie twarde. Wynika to po części z tego, że wersja elektryczna Maxusa T90 jest konwersją z napędu spalinowego, co wymusiło pewne kompromisy konstrukcyjne. Sztywne amortyzatory owszem całkiem nieźle stabilizują wysokie nadwozie, ale komfort jazdy po nierównościach praktycznie nie istnieje. Ponadto zawieszenie niezbyt sprawnie wraca do poziomu równowagi, przez co samochód odbija się na nierównościach niczym piłka. Na pewno nie pomaga w tej sytuacji wiszący na tylnej osi motor, który podnosi masę nieresorowaną pewnie przynajmniej o jakieś ładne kilkadziesiąt kilogramów. Układ kierowniczy trochę nadrabia właściwości jezdne – pracuje lekko, ale przydałoby się poprawić precyzję i zredukować luzy.
Pick-upy przeważnie użytkowane są w trudnym terenie i od takich pojazdów wymaga się, by pełniły rolę auta roboczego do „brudnej roboty”. Czy w takim zastosowaniu spełni się Maxus T90? Raczej nie. Napęd przekazywany jest bowiem tylko na tylne koła, nie ma mowy o reduktorze, jakichkolwiek blokadach czy innych systemach, które mogłyby wspomóc nas w terenie. Do tego ten nieszczęsny silnik, o który bałem się za każdym razem, gdy przejeżdżałem nad większym korzeniem czy kamieniem.
Selektor kierunku jazdy nie ma pozycji P o parkowania
Dziwnych rozwiązań zastosowanych w Maxusie jest jeszcze kilka. Już po praru minutach jazdy miejskiej irytować zaczyna sztucznie generowany „buczący” dźwięk – to ostrzeżenie dla pieszych, które obowiązkowo musi być montowane w każdym aucie elektrycznym, ale w tym przypadku jest to wyjątkowo donośne w kabinie i nieprzyjemne dla uszu. Poza tym selektor skrzyni biegów nie posiada pozycji „P” do parkowania. Należy więc przełączyć się na bieg neutralny, a następnie zaciągnąć klasyczny hamulec ręczny. Pewnego rodzaju ciekawostką jest także stacyjka z tradycyjnym kluczykiem, co w „elektryku” jest absurdalne. Maxus T90 pozbawiony jest również wielu asystentów jazdy, które w Europie zdążyły przyjąć się jako obowiązujący standard.
Maxus T90 – zasięg, zużycie energii, ładowanie
Paka ma wymiary 151 cm x 121 cm, więc pomieści europaletę
Bateria Maxusa T90 mieści 88,55 kWh energii – całkiem sporo, choć wiele średniej wielkości SUVów dysponuje już pojemniejszymi bateriami. Realny zasięg, jaki da się osiągnąć, waha się w przedziale od 260 km na autostradzie, do nawet powyżej 400 km w mieście i przy spokojnej jeździe po drogach krajowych. Trzeba być jednak czujnym, bo komputer pokładowy ma poważne problemy z szacowaniem średniego zużycia energii i albo w ogóle tego nie przelicza, albo robi to niezmiernie rzadko. Maksymalna moc ładowania baterii to 80 kW – jak na osobówkę to wynik marny, ale siłą rzeczy z żadnym pick-upem tego nie porównamy. W każdym razie naładowanie baterii od 20 do 80% jej pojemności trwa 45 minut. Śmiało drugie tyle można doliczyć, gdybyśmy chcieli doładować pełen zapas energii.
Podsumowanie i nasza opinia
Maxus T90 - test
Maxus T90 zabiera nas w podróż w przeszłość, cofając kalendarz o jakieś 30 lat. Niestety za grosz w tym sentymentalności i powrotu do miłych wspomnień – ten samochód po prostu nie nadąża za rozwojem współczesnego świata motoryzacji. W trakcie tego testu zastanawiałem się, jakiego rodzaju klient mógłby zdecydować się na zakup Maxusa T90. To auto nie poradzi sobie w trudnym terenie, nie spełni roli samochodu rodzinnego, nie dostarcza frajdy z jazdy, ani nie wyróżnia się niczym innym niż tym, że posiada napęd elektryczny. I to właśnie zastosowany napęd jest ostatnią deską ratunku – może dla kogoś będzie on ważny ze względów proekologicznych, wizerunkowych, a może stanie się atrakcyjniejszy, gdy zaostrzone zostaną przepisy regulujące strefy czystego transportu.
Na koniec cena – w pierwszej chwili, patrząc na kwoty w cenniku, zaniemówiłem. Cena brutto to dokładnie 299 874 zł. Znacznie znośniej zaczyna się robić, gdy spojrzymy na wartości netto (w tym segmencie istotniejsze) i uwzględniające dopłatę z programu „Mój elektryk”. Wtedy, przy założeniu, że średni roczny przebieg wynosi co najmniej 20 000 km, za nowego Maxusa T90 zapłacimy 173 800 zł (netto).